Drukuj

 

W ośrodkach medycznych i nie tylko można się natknąć na reklamy kart, na której wpisana zostaje grupa krwi, nazwisko, adres i PESEL posiadacza.

 

Ma ona rzekomo ratować życie w nagłym wypadku, ponieważ lekarze nie muszą tracić czasu na sprawdzanie grupy krwi poszkodowanego. Wyrobienie takiej karty jest możliwe od kilku lat i kosztuje 70 zł. Wydaje się, że powinna ona być naszym niezbędnym wyposażeniem, szczególnie w podróży, jednak niedawno wyszło na jaw, że jest całkowicie bezużyteczna!


Pracownicy ratownictwa medycznego ujawnili prasie, że nie mogą uznawać i polegać na jakichkolwiek kartach czy innych zapiskach o grupie krwi osoby potrzebujących transfuzji. Sprawdzenie grupy krwi trwa w laboratorium maksymalnie 5 minut, a poza tym zabieg przetoczenia wymaga tzw. próby krzyżowej czyli porównania krwi dawcy i biorcy. Tak więc badanie krwi i tak musi być przeprowadzone.


Trudno uwierzyć, że zarabiająca na krewkartach firma z Pabianic oraz placówki medyczne, w tym Regionalne Centra Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa nie zdają sobie sprawy, że ich produkt to tylko zajmujący miejsce w portfelu śmieć.


Czyż nie jest to przykład cynicznego naciągania pacjentów przez prywatne lobby i służby medyczne na bezwartościowy produkt, którym powinien się zająć rzecznik praw obywatelskich lub pacjenta?