Skomentuj relację

Baseny w Demjen położone  są  przy głównej drodze i posiadają darmowy parking, który może  być niewystarczający, bo my ok. południa zajęliśmy jedno z ostatnich miejsc.  Podobne szczęście mieliśmy z rozłożeniem się, znaleźliśmy dosłownie ostanie miejsce na nasz namiocik, skąd mieliśmy wszędzie blisko. 
Jest to dosyć niezwykły kompleks termalny jak na Węgry, bo usytuowany na stoku wzgórza. Niecki są rozłożone piętrowo i zajmują stosunkowo małą powierzchnię.  
Bilety są tanie, ale  jest tu haczyk - jeśli chcemy skorzystać ze zjeżdżalni i możliwości skoków do wody, trzeba wykupić dodatkowy bilet aquaparkowy (czyli opaskę), który kosztuje więcej niż wejściowy. W sumie więc przekraczamy koszty normalnego biletu do praktycznie wszystkich kąpielisk w okolicy Egeru i Miszkolca, co jest grubą przesadą.
Widać, że baseny nie powstały z myślą o młodszych dzieciach, bo mało tu dla nich atrakcji. Żadnego placu zabaw i tylko 1 mały brodzik ze zjeżdżalnią - słonikiem, który jest odpowiedni może dla 3-latków. Z kolei duże zjeżdżalnie są całkiem fajne, ale dla trochę  starszych dzieciaków.  Jest ich 3, w tym jedna prosta z 3 ślizgami  w kolorze węgierskiej flagi - świetnie to wygląda z daleka. Zjeżdżalnia z zakrętami przystosowana jest do zjazdu na podwójnych pontonach, można też używać własnych kół dmuchanych. Obok jest głęboki basen z 3 stanowiskami do skoków z różnej wysokości, a powyżej największy basen posiadający chyba tylko tryskającą wodę i  poza tym  żadnych atrakcji. Woda jest w nim zimna, a że temperatura powietrza nie była wysoka, praktycznie nie korzystaliśmy z niego. 
Na tym kończy się część rozrywkowa aquaparku w Demjen. Pozostałe baseny służą do odpoczynku i kąpieli leczniczych. Ciekawy wydaje się basen z bardzo ciepła wodą, 2  wnękami i prysznicami. Te wnęki jednak aż się proszą aby wystylizować je np. na jaskinię, może jakoś przedłużyć i  połączyć,  bo obecne wykonanie jest prymitywne i  nieestetycznie - widać brud i zacieki na  ścianach.
Baseny lecznicze to 2 sąsiadujące ze sobą niecki na różnych wysokościach. Wyglądają najładniej, bo ozdobiono je kolumnami i drewnianym zadaszeniem. Dziecko ma tu możliwość zabawy, utworzono nawet kącik z małą zjeżdżalnią. Może porzucać piłką przez murki albo pobawić się  woda spływającą z jednego  basenu na drugi. Jest też fajny pomysł - kamienna szachownica na  basenie górnym, która posiadała akurat komplet pionów i figur. Przejęliśmy ją i dopiero po kilkunastu minutach okazało się, że chyba zajęliśmy miejsce i własność  kuracjuszy węgierskich, którzy zrobili sobie przerwę. Tak więc jeśli ktoś lubi szachy czy warcaby powinien wziąć ze sobą potrzebne akcesoria, bo gra w takim basenie to niezła frajda. Spędziliśmy tu najwięcej czasu.
W całym obiekcie naliczyłem 4 punkty gastronomiczne,  w tym bar przy głównym basenie, punkt z langoszami oraz lekko oddalona pizzera i stołówka. Najlepsze wrażenie robił bar - miał ciekawe menu, ale już po godz. 15 nie podawano tam jedzenia obiadowego. Na pizzę nie było już czasu, poszliśmy  więc do stołówki na naszą ulubioną zupę gulaszową. Niestety był to najgorszy gulasz jaki dostaliśmy na Węgrzech. 
Podsumowując, kompleks termalny w Demjen odstaje nieco wielkością oraz atrakcyjnością od innych, ma trochę mankamentów, ale ceni się wysoko.  Dzieciaki za małe na korzystanie ze zjeżdżalni mogą być znudzone, ale ogólne wrażenie jest w miarę pozytywne. Całość jest oryginalnie wykonana, te kilka basenów prezentuje się bardzo ładnie, a okolica jest malownicza. 
Był to najbardziej kameralny z basenów węgierskich jakie odwiedziliśmy i trudno tu było usłyszeć polską mowę.