Skomentuj relację
Ocena atrakcji
4.5
Muzeum to stara zajezdnia tramwajowa, ale aktualnie trudno ją tak nazywać, bo składa się z pięknie odnowionych budynków. Co ciekawe posiadają one ściany w typie muru pruskiego, czyli takie jak urokliwe budownictwo na Pomorzu. Budynków stoi dużo, ale tylko część z nich przeznaczonych jest dla turystów. Najciekawsza z punktu widzenia naszej pociechy była wystawa poświęcona kołu. Utworzono w niej stanowiska, na których prezentowano różne zagadnienia naukowe związane z kołem. Dzieciaki mogą tu np. spróbować pojeździć pojazdem z kwadratowymi kołami, niczym chomik pokręcić się w wielkim kołowrotku i jednocześnie podnieść rodzica w windzie dzięki wytworzonej energii, zobaczyć jak działają koła zębate w zegarze itp. Organizacja jest bardzo dobra. Pomyślano o najmłodszych dzieciach, dla których są do dyspozycji podesty, jest też miejsce do budowy wieży z wielkich brył. Zabawa jest więc świetna dla osób w każdym wieku i nie ma ograniczeń czasowych.
Na drugim biegunie atrakcyjności znajduje się wystawa o drukarstwie. Tutaj organizatorzy się nie popisali. Dużo różnych maszyn, których nie można dotykać, trochę tablic informacyjnych omawiających jak funkcjonowało jeszcze dawniej drukarstwo, ale jest to zrobione nudne i nie wzbudza żadnego zainteresowania.
Kolejna sala to wystawa czasowa, którą stanowiły znaczki pocztowe o tematyce komunikacyjnej. Dla mnie jako osoby kolekcjonującej w przeszłości znaczki całkiem ciekawe, dla żony mniej, a dla syna w ogóle. Zbiór jest jednak wspaniały i zawiera egzemplarze z bardzo egzotycznych krajów.
Największa hala muzeum to duża gratka dla miłośników motoryzacji. Mnóstwo starych samochodów, a także motocykle, tramwaje, silniki i inne maszyny. Można porównać różne wersje PRL-owskich wehikułów jak syrenki, czy warszawy, zobaczyć pierwszy tramwaj krakowski. Nigdzie nie można jednak usiąść za kółkiem, czy uruchomić silnik. A tego wymagałbym, od współczesnych muzeów techniki.
Kolejna hala wypełniona jest już tylko tramwajami. Stoją one na szynach jakby gotowe w każdej chwili do wyjazdu w miasto i chyba przy jakichś specjalnych okazjach to robią. Niestety ponownie nie umożliwiono dokładnego oglądnięcia - wstęp do ich środka jest zabroniony. Można tylko chodzić wąskimi przejściami wzdłuż pojazdów i oglądać z chodnika. To już gruba przesada! Muzeum należy do typu "oglądaj i nie dotykaj" (poza wystawą interaktywną o kole), nie posiada też multimediów, jest więc placówką archaiczną, ale nie oceniam go źle, bo do oglądnięcia jest całkiem sporo, a koszty nie są wysokie.
Należy pamiętać, że muzeum położone jest w popularnej dzielnicy Kazimierz i nie posiada własnego parkingu. W weekendy nie obowiązują tu opłaty parkingowe, ale jest duży natłok aut. Musieliśmy się sporo najeździć zanim znaleźliśmy w miarę blisko położone wolne miejsce.
Na drugim biegunie atrakcyjności znajduje się wystawa o drukarstwie. Tutaj organizatorzy się nie popisali. Dużo różnych maszyn, których nie można dotykać, trochę tablic informacyjnych omawiających jak funkcjonowało jeszcze dawniej drukarstwo, ale jest to zrobione nudne i nie wzbudza żadnego zainteresowania.
Kolejna sala to wystawa czasowa, którą stanowiły znaczki pocztowe o tematyce komunikacyjnej. Dla mnie jako osoby kolekcjonującej w przeszłości znaczki całkiem ciekawe, dla żony mniej, a dla syna w ogóle. Zbiór jest jednak wspaniały i zawiera egzemplarze z bardzo egzotycznych krajów.
Największa hala muzeum to duża gratka dla miłośników motoryzacji. Mnóstwo starych samochodów, a także motocykle, tramwaje, silniki i inne maszyny. Można porównać różne wersje PRL-owskich wehikułów jak syrenki, czy warszawy, zobaczyć pierwszy tramwaj krakowski. Nigdzie nie można jednak usiąść za kółkiem, czy uruchomić silnik. A tego wymagałbym, od współczesnych muzeów techniki.
Kolejna hala wypełniona jest już tylko tramwajami. Stoją one na szynach jakby gotowe w każdej chwili do wyjazdu w miasto i chyba przy jakichś specjalnych okazjach to robią. Niestety ponownie nie umożliwiono dokładnego oglądnięcia - wstęp do ich środka jest zabroniony. Można tylko chodzić wąskimi przejściami wzdłuż pojazdów i oglądać z chodnika. To już gruba przesada! Muzeum należy do typu "oglądaj i nie dotykaj" (poza wystawą interaktywną o kole), nie posiada też multimediów, jest więc placówką archaiczną, ale nie oceniam go źle, bo do oglądnięcia jest całkiem sporo, a koszty nie są wysokie.
Należy pamiętać, że muzeum położone jest w popularnej dzielnicy Kazimierz i nie posiada własnego parkingu. W weekendy nie obowiązują tu opłaty parkingowe, ale jest duży natłok aut. Musieliśmy się sporo najeździć zanim znaleźliśmy w miarę blisko położone wolne miejsce.
Relacja - dodatkowe informacje
Wiek dziecka/i
7 lat
Data pobytu
kwiecień 2015
Masz już konto w serwisie? Zaloguj się.
Aby dodać komentarz nie trzeba się rejestrować, wystarczy podać nick/pseudonim i prawidłowy e-mail (pozostanie ukryty i bezpieczny). Ocena atrakcji jest możliwa tylko przy dodawaniu relacji.