Skomentuj relację
Ocena atrakcji
4.5
Atrakcja przyciąga uwagę nawiązując do słynnego Alfreda Nobla i tajemnic III Rzeszy, a do tego posiada intrygująca nazwę i klimatyczną stronę internetową. Miałem więc w związku z nią duże oczekiwania, które spełniły się tylko częściowo.
Rezerwacja miejsc na zwiedzanie była obowiązkowa, choć nam udało się wejść bez żadnego umawiania się. Dojazd jest zawiły, ale droga dobrze oznaczona.
Exploseum zwiedza się z przewodnikiem wędrując po korytarzach i pomieszczeniach dawnej fabryki materiałów wybuchowych, a także przemieszczając się ścieżkami leśnymi. Nie trzeba się jakoś specjalnie ubierać - wnętrza bywają chłodne, ale nie zimne i nie ma kałuż czy zbytniej wilgoci. Trasa pozwala zapoznać się ze specyficznym sposobem stawiania budynków narażonych na niespodziewany wybuch. Oglądamy podziemia i piętrowe budowle o bardzo grubych ścianach i oddzielające je wały ziemne. Wnętrza zostały ogołocone przez sowietów, nie można więc zobaczyć żadnych oryginalnych urządzeń czy instalacji. Gołe ściany w wybranych pomieszczeniach wypełniono wielkoformatowymi tablicami informacyjnymi, terminalami komputerowymi, ekranami i przedmiotami stylizowanymi na miejscowe wyposażenie jak np. beczki z gliceryną. Pierwsza z takich sal poświęcona jest Alfredowi Noblowi oraz nagrodzie jego imienia. Mamy tu trochę czasu na zapoznanie się z ciekawą ekspozycją, która przedstawia także laureatów Polaków i związanych z Polską, których jest zaskakująco wielu. W innych salach tak dobrze już nie jest. Przewodnik mówi dużo i nie pozostawia czasu na oglądnięcie wszystkiego. Tablice są wykonane bardzo porządnie i zawierają interesujące materiały, w tym stare fotografie, plany i rysunki. Dlatego oglądałem je w pierwszej kolejności, a na końcu próbowałem skorzystać ze stanowisk wideo, ale nigdy nie miałem na to dość czasu. Niektóre ekrany pełnią właściwie funkcje dekoracyjne, bo nie ma szans, aby się im przyjrzeć.
Syn po początkowym marszu długim korytarzem szybko znudził się przydługimi opowieściami przewodnika. Sale z ekspozycjami mają jednak elementy skierowane do dzieci, w tym panele komputerowe z układankami i innymi zadaniami. Znalazł sobie też kolegę i biegali za jakimś owadami.
W jednej z dalszych sal urządzono wystawę broni od najdawniejszej do współczesnej. Jej związek z fabryką jest praktycznie żaden, ale zdecydowanie ożywiła zwiedzanie, ponieważ oprócz eksponatów w gablotach, spory arsenał replik broni był do dyspozycji turystów, więc męska część grupy, nie tylko dzieci, miała tu używanie. Można było brać do ręki strzelby, pistolety, karabiny maszynowe, robić sobie zdjęcia przy budce strażniczej itp. W tej sali spędziliśmy najwięcej czasu.
Następną atrakcją była salka kinowa, w której odtwarzano film z amerykańskiej próby detonacji bomby atomowej. Film jest krótki, ale robi wrażenie, więc puszczono go 2 razy. Kolejne sale również poświęcone są bardziej tematom pobocznym, niż samej fabryce. Multimedialne stanowiska prezentują parę innych materiałów związanych z bronią atomową, na tablicach przedstawione są wielkie bitwy okraszone zdjęciami, obrazami i cytatami sławnych ludzi. Trzeba przyznać że wykonane są pomysłowo i przyciągają wzrok.
W kolejnym etapie opuszczamy budynki i oglądamy zrujnowane hale z zewnątrz. Na koniec zwiedza się budynek z wystawą dedykowaną ofiarom niewolniczej pracy oraz ruchowi oporu w fabryce. Są zdjęcia, pamiątki oraz relacje osób, które przeżyły odtwarzane z głośników. Dostępny czas pozwala wysłuchać tylko 1 relację i oglądnąć fragment filmu.
Ostatnie pomieszczenie omawia działalność armii sowieckiej w Polsce - ciekawie porównuje propagandę, w którą do dzisiaj wielu wierzy, z rzeczywistością.
Jak się okazało pośpiech miał pewne uzasadnienie, bo zamiast 2 godzinnego zwiedzania wyszło 2,5 godziny. Dało to chyba wszystkim w kość, a najbardziej maluchom. Na odchodne - tak na dobicie - przewodnik oznajmia że jesteśmy 1,5 km od parkingu i trzeba wrócić samemu leśną drogą!!! Syna musieliśmy prawie nieść!
W sumie, z oczekiwaniem na wejście spędziliśmy tu prawie 3,5 godziny - zdecydowanie warto pamiętać, aby przyjechać wypoczętym i najedzonym oraz mieć jakiś prowiant dla dziecka.
Moja odczucia ze zwiedzania Exploseum są ambiwalentne. Z jednej strony muzeum jest unikatem, wyposażono je w nowoczesną technikę, fajne tablice informacyjne, salę kinową, duży plus należy się też za dzień darmowego zwiedzania, ale z drugiej strony zbyt wiele tu niedociągnięć.
Nazwa została dobrana bardzo sprytnie, ale uważam, że powinna do czegoś zobowiązywać. Gdzie więc te eksplozje w Exploseum? Tylko na 2 czy 3 krótkich filmikach, które w dodatku każdy może sobie oglądnąć w Internecie. Liczyłem na jakaś małą prezentację wybuchowych właściwości nitrogliceryny, ale nic z tych rzeczy. Nie ma tu nawet wiele na temat produkcji materiałów wybuchowych. Dziwne, że zainwestowano w ekrany multimedialne, które służą za ozdobę, a nie pokuszono się o odtworzenie nawet w formie atrapy dawnej linii produkcyjnej. Mimo bardzo długiego czasu spędzonego na trasie, nie dało się w pełni zapoznać z ekspozycją. Organizacja zwiedzania wymaga więc znacznej poprawy, a już pozostawianie na koniec turystów gdzieś w lesie, z dala od punktu startowego jest przegięciem. Przewodnikowi nie można odmówić kompetencji, mówił ciekawie, ale jednak powinien się bardziej streszczać, aby przystanki z obowiązkowym słuchaniem były jak najkrótsze i nie męczyły.
Rezerwacja miejsc na zwiedzanie była obowiązkowa, choć nam udało się wejść bez żadnego umawiania się. Dojazd jest zawiły, ale droga dobrze oznaczona.
Exploseum zwiedza się z przewodnikiem wędrując po korytarzach i pomieszczeniach dawnej fabryki materiałów wybuchowych, a także przemieszczając się ścieżkami leśnymi. Nie trzeba się jakoś specjalnie ubierać - wnętrza bywają chłodne, ale nie zimne i nie ma kałuż czy zbytniej wilgoci. Trasa pozwala zapoznać się ze specyficznym sposobem stawiania budynków narażonych na niespodziewany wybuch. Oglądamy podziemia i piętrowe budowle o bardzo grubych ścianach i oddzielające je wały ziemne. Wnętrza zostały ogołocone przez sowietów, nie można więc zobaczyć żadnych oryginalnych urządzeń czy instalacji. Gołe ściany w wybranych pomieszczeniach wypełniono wielkoformatowymi tablicami informacyjnymi, terminalami komputerowymi, ekranami i przedmiotami stylizowanymi na miejscowe wyposażenie jak np. beczki z gliceryną. Pierwsza z takich sal poświęcona jest Alfredowi Noblowi oraz nagrodzie jego imienia. Mamy tu trochę czasu na zapoznanie się z ciekawą ekspozycją, która przedstawia także laureatów Polaków i związanych z Polską, których jest zaskakująco wielu. W innych salach tak dobrze już nie jest. Przewodnik mówi dużo i nie pozostawia czasu na oglądnięcie wszystkiego. Tablice są wykonane bardzo porządnie i zawierają interesujące materiały, w tym stare fotografie, plany i rysunki. Dlatego oglądałem je w pierwszej kolejności, a na końcu próbowałem skorzystać ze stanowisk wideo, ale nigdy nie miałem na to dość czasu. Niektóre ekrany pełnią właściwie funkcje dekoracyjne, bo nie ma szans, aby się im przyjrzeć.
Syn po początkowym marszu długim korytarzem szybko znudził się przydługimi opowieściami przewodnika. Sale z ekspozycjami mają jednak elementy skierowane do dzieci, w tym panele komputerowe z układankami i innymi zadaniami. Znalazł sobie też kolegę i biegali za jakimś owadami.
W jednej z dalszych sal urządzono wystawę broni od najdawniejszej do współczesnej. Jej związek z fabryką jest praktycznie żaden, ale zdecydowanie ożywiła zwiedzanie, ponieważ oprócz eksponatów w gablotach, spory arsenał replik broni był do dyspozycji turystów, więc męska część grupy, nie tylko dzieci, miała tu używanie. Można było brać do ręki strzelby, pistolety, karabiny maszynowe, robić sobie zdjęcia przy budce strażniczej itp. W tej sali spędziliśmy najwięcej czasu.
Następną atrakcją była salka kinowa, w której odtwarzano film z amerykańskiej próby detonacji bomby atomowej. Film jest krótki, ale robi wrażenie, więc puszczono go 2 razy. Kolejne sale również poświęcone są bardziej tematom pobocznym, niż samej fabryce. Multimedialne stanowiska prezentują parę innych materiałów związanych z bronią atomową, na tablicach przedstawione są wielkie bitwy okraszone zdjęciami, obrazami i cytatami sławnych ludzi. Trzeba przyznać że wykonane są pomysłowo i przyciągają wzrok.
W kolejnym etapie opuszczamy budynki i oglądamy zrujnowane hale z zewnątrz. Na koniec zwiedza się budynek z wystawą dedykowaną ofiarom niewolniczej pracy oraz ruchowi oporu w fabryce. Są zdjęcia, pamiątki oraz relacje osób, które przeżyły odtwarzane z głośników. Dostępny czas pozwala wysłuchać tylko 1 relację i oglądnąć fragment filmu.
Ostatnie pomieszczenie omawia działalność armii sowieckiej w Polsce - ciekawie porównuje propagandę, w którą do dzisiaj wielu wierzy, z rzeczywistością.
Jak się okazało pośpiech miał pewne uzasadnienie, bo zamiast 2 godzinnego zwiedzania wyszło 2,5 godziny. Dało to chyba wszystkim w kość, a najbardziej maluchom. Na odchodne - tak na dobicie - przewodnik oznajmia że jesteśmy 1,5 km od parkingu i trzeba wrócić samemu leśną drogą!!! Syna musieliśmy prawie nieść!
W sumie, z oczekiwaniem na wejście spędziliśmy tu prawie 3,5 godziny - zdecydowanie warto pamiętać, aby przyjechać wypoczętym i najedzonym oraz mieć jakiś prowiant dla dziecka.
Moja odczucia ze zwiedzania Exploseum są ambiwalentne. Z jednej strony muzeum jest unikatem, wyposażono je w nowoczesną technikę, fajne tablice informacyjne, salę kinową, duży plus należy się też za dzień darmowego zwiedzania, ale z drugiej strony zbyt wiele tu niedociągnięć.
Nazwa została dobrana bardzo sprytnie, ale uważam, że powinna do czegoś zobowiązywać. Gdzie więc te eksplozje w Exploseum? Tylko na 2 czy 3 krótkich filmikach, które w dodatku każdy może sobie oglądnąć w Internecie. Liczyłem na jakaś małą prezentację wybuchowych właściwości nitrogliceryny, ale nic z tych rzeczy. Nie ma tu nawet wiele na temat produkcji materiałów wybuchowych. Dziwne, że zainwestowano w ekrany multimedialne, które służą za ozdobę, a nie pokuszono się o odtworzenie nawet w formie atrapy dawnej linii produkcyjnej. Mimo bardzo długiego czasu spędzonego na trasie, nie dało się w pełni zapoznać z ekspozycją. Organizacja zwiedzania wymaga więc znacznej poprawy, a już pozostawianie na koniec turystów gdzieś w lesie, z dala od punktu startowego jest przegięciem. Przewodnikowi nie można odmówić kompetencji, mówił ciekawie, ale jednak powinien się bardziej streszczać, aby przystanki z obowiązkowym słuchaniem były jak najkrótsze i nie męczyły.
Relacja - dodatkowe informacje
Wiek dziecka/i
7 lat
Data pobytu
sierpień 2015
Masz już konto w serwisie? Zaloguj się.
Aby dodać komentarz nie trzeba się rejestrować, wystarczy podać nick/pseudonim i prawidłowy e-mail (pozostanie ukryty i bezpieczny). Ocena atrakcji jest możliwa tylko przy dodawaniu relacji.