Skomentuj relację
Ocena atrakcji
3.5
Ośrodek "Czarna Góra" to miejsce jedyne w swoim rodzaju. Przyjeżdżając tu przenosimy się w czasy PRL, gdzie wszystko działało nie tak jak trzeba, a klient to zło konieczne. Na początek szukamy kasy. Kierujemy się wskazówkami, które po prostu prowadzą w kółko dookoła zabudowań! Obok jest tor saneczkowy, gdzie można się spodziewać kasy, więc idziemy tam - kasa pusta, ale jest w końcu wyraźna informacja, że kasa działa w barze. A bar to karczma "Czarna Góra", reklamowana jako "szczególne, dobrze znane i lubiane miejsce ze znakomitą kuchnią". Jednak więcej niż marketingowa papka mówią o niej godziny otwarcia - do 16:00, i to w wakacyjny weekend!! Planowaliśmy zjeść tu obiad w drodze powrotnej i przyjść wieczorem, ale nikt nie brał pod uwagę, że ledwie minie południe już ją zamykają!
Przy kasie zacząłem wyliczać bilety jakie potrzebujemy na kolejkę, zastanawiałem się też nad torem zjazdowym i zapomniałem dodać, że chcemy bilet w 1 stronę. Starsza pani za ladą jednak także o to nie zapytała, a powinna, tym bardziej że są tu trasy rowerowe, więc ludzie często kupują bilety tylko na górę. Tak więc została zmuszona do paru dodatkowych kliknięć aby zmienić bilety, jednak wymówkami i wzdychaniami pokazała jaki to wysiłek dla niej i jak cierpi obsługując takich klientów ja - sytuacja żywcem wyjęta z filmów Barei!!
Z toru saneczkowego ostatecznie zrezygnowaliśmy ze względu na zdzierstwo. Nie dowierzałem własnym oczom, że można ustalić tak wygórowane ceny - 1 zjazd z dzieckiem kosztował 17,50 zł! Dla porównania w nieodległej Jedlinie Zdrój pod Wałbrzychem podobną atrakcję wyceniono na 6 zł.
Następnie skierowaliśmy się do wyciągu. Krzesełka poruszały się, bramki świeciły na zielono i przepuszczały, więc od razu weszliśmy, ale ostatnia barierka wyglądała na zaciętą. Stanęliśmy zdezorientowani i w końcu wyszedł ktoś z obsługi i krzyczy, że trzeba mocniej, a po chwili że jak wyłamiemy to będziemy płacić odszkodowanie. Myśleliśmy, że się przesłyszeliśmy, ale zaraz zaczął grozić policją, bo nie przeczytaliśmy regulaminu, że nie powinno nas być za bramką, bo otwierają tylko w jakichś tam godzinach.
Gdyby ktoś mi to opowiadał to bym nie uwierzył, ale tam naprawdę tak traktuje się turystów!! I to ludzi z dzieckiem + parę emerytów! Nieważne, że krzesełka poruszają się, a bramka na bilety wpuszcza. Obowiązuje jakiś regulamin, umieszczony nie wiadomo gdzie, a nieświadomych ludzi jakiś chłystek prowokuje i straszy policją!! A przecież, gdy wyciąg nie jest czynny bramki powinny być zablokowane - tak to działa wszędzie indziej, ale w "Czarnej Górze" mało co jest normalne. Odpowiednie skonfigurowanie bramek zapewne przekracza możliwości intelektualne obsługi.
Podczas wjazdu na górę humor nam się poprawił, bo widoki są piękne. Zalesione pasma górskie w różnych odcieniach zieleni, a pomiędzy nimi rozsiane doliny ze skupiskami zabudowań. Poza miejscem widokowym przy górnej stacji nic nie ma i nikt nie wiedział co robić dalej, bo tablica kierującą na wieżę widokową była mało precyzyjna. Ludzie krążyli to w lewo, to w prawo, a trzeba było po prostu iść na wprost do góry - wyjaśnił to jedyny chyba normalny i uprzejmy pracownik tego obiektu. Ścieżka prowadzi po skałach i dlatego była praktycznie niewidoczna, bo nie odróżniała się w terenie.
Inna ścieżka biegnie w lewo w dół. Tutaj trzeba bardzo uważać, bo to szlak rowerowy i sam widziałem jak jedna rodzinka z dziećmi zniknęła za zakrętem a chwilę później śmignął rowerzysta. Usłyszałem tylko ostry pisk hamulców, ale na szczęście udało mu się ich ominąć.
Szlak do wieży jest krótki, ale intensywny, idziemy po skałach jak po schodach, tyle że nieregularnych. Mimo, że wieża jest wysoka to drzewa powoli się z nią zrównują i widok nie jest tak rozległy jak można się spodziewać. Za parę lat trzeba będzie ją podwyższać. Ponad drzewami widać jednak bardzo odległe szczyty i spory kawałek Kotliny Kłodzkiej.
Szkoda, że pod wieżą nie ma jakichś tablic informacyjnych o okolicznych szlakach. Szczytem biegną dwa, ale bardzo słabo oznakowane. Poszliśmy zielonym w prawo ku Przełęczy Puchaczowskiej i to był błąd, bo tylko początkowo jest ciekawie, gdy ścieżką prowadzi pośród niskiej górskiej roślinności, niestety potem przechodzi w leśną kamienistą drogę pełną dziur i kałuż bez żadnych punktów widokowych. Tak więc jeśli ktoś chce sobie zrobić pieszą wycieczkę powinien wybrać zielony szlak, ale w lewo, który łączy się potem z tzw. Drogą Albrechta. Być może ta trasa jest ciekawsza.
Wyjątkowo nieprzyjazne nastawienie do turystów nie przekreśla Siennej. Latem to mała senna wioska, ale ładnie położona i jest dobrą bazą do zwiedzania licznych atrakcji w okolicy. Nie jesteśmy skazani na korzystanie z oferty głównego ośrodka. Kilkaset metrów dalej jest pensjonat z restauracją Puchaczówka, gdzie w miłej atmosferze można nieźle zjeść, napić się piwa z rzemieślniczego browaru z Czech i to do późnego wieczora. Tylko tyle, ale w porównaniu do Ośrodka Czarna Góra wypada napisać AŻ TYLE!
Przy kasie zacząłem wyliczać bilety jakie potrzebujemy na kolejkę, zastanawiałem się też nad torem zjazdowym i zapomniałem dodać, że chcemy bilet w 1 stronę. Starsza pani za ladą jednak także o to nie zapytała, a powinna, tym bardziej że są tu trasy rowerowe, więc ludzie często kupują bilety tylko na górę. Tak więc została zmuszona do paru dodatkowych kliknięć aby zmienić bilety, jednak wymówkami i wzdychaniami pokazała jaki to wysiłek dla niej i jak cierpi obsługując takich klientów ja - sytuacja żywcem wyjęta z filmów Barei!!
Z toru saneczkowego ostatecznie zrezygnowaliśmy ze względu na zdzierstwo. Nie dowierzałem własnym oczom, że można ustalić tak wygórowane ceny - 1 zjazd z dzieckiem kosztował 17,50 zł! Dla porównania w nieodległej Jedlinie Zdrój pod Wałbrzychem podobną atrakcję wyceniono na 6 zł.
Następnie skierowaliśmy się do wyciągu. Krzesełka poruszały się, bramki świeciły na zielono i przepuszczały, więc od razu weszliśmy, ale ostatnia barierka wyglądała na zaciętą. Stanęliśmy zdezorientowani i w końcu wyszedł ktoś z obsługi i krzyczy, że trzeba mocniej, a po chwili że jak wyłamiemy to będziemy płacić odszkodowanie. Myśleliśmy, że się przesłyszeliśmy, ale zaraz zaczął grozić policją, bo nie przeczytaliśmy regulaminu, że nie powinno nas być za bramką, bo otwierają tylko w jakichś tam godzinach.
Gdyby ktoś mi to opowiadał to bym nie uwierzył, ale tam naprawdę tak traktuje się turystów!! I to ludzi z dzieckiem + parę emerytów! Nieważne, że krzesełka poruszają się, a bramka na bilety wpuszcza. Obowiązuje jakiś regulamin, umieszczony nie wiadomo gdzie, a nieświadomych ludzi jakiś chłystek prowokuje i straszy policją!! A przecież, gdy wyciąg nie jest czynny bramki powinny być zablokowane - tak to działa wszędzie indziej, ale w "Czarnej Górze" mało co jest normalne. Odpowiednie skonfigurowanie bramek zapewne przekracza możliwości intelektualne obsługi.
Podczas wjazdu na górę humor nam się poprawił, bo widoki są piękne. Zalesione pasma górskie w różnych odcieniach zieleni, a pomiędzy nimi rozsiane doliny ze skupiskami zabudowań. Poza miejscem widokowym przy górnej stacji nic nie ma i nikt nie wiedział co robić dalej, bo tablica kierującą na wieżę widokową była mało precyzyjna. Ludzie krążyli to w lewo, to w prawo, a trzeba było po prostu iść na wprost do góry - wyjaśnił to jedyny chyba normalny i uprzejmy pracownik tego obiektu. Ścieżka prowadzi po skałach i dlatego była praktycznie niewidoczna, bo nie odróżniała się w terenie.
Inna ścieżka biegnie w lewo w dół. Tutaj trzeba bardzo uważać, bo to szlak rowerowy i sam widziałem jak jedna rodzinka z dziećmi zniknęła za zakrętem a chwilę później śmignął rowerzysta. Usłyszałem tylko ostry pisk hamulców, ale na szczęście udało mu się ich ominąć.
Szlak do wieży jest krótki, ale intensywny, idziemy po skałach jak po schodach, tyle że nieregularnych. Mimo, że wieża jest wysoka to drzewa powoli się z nią zrównują i widok nie jest tak rozległy jak można się spodziewać. Za parę lat trzeba będzie ją podwyższać. Ponad drzewami widać jednak bardzo odległe szczyty i spory kawałek Kotliny Kłodzkiej.
Szkoda, że pod wieżą nie ma jakichś tablic informacyjnych o okolicznych szlakach. Szczytem biegną dwa, ale bardzo słabo oznakowane. Poszliśmy zielonym w prawo ku Przełęczy Puchaczowskiej i to był błąd, bo tylko początkowo jest ciekawie, gdy ścieżką prowadzi pośród niskiej górskiej roślinności, niestety potem przechodzi w leśną kamienistą drogę pełną dziur i kałuż bez żadnych punktów widokowych. Tak więc jeśli ktoś chce sobie zrobić pieszą wycieczkę powinien wybrać zielony szlak, ale w lewo, który łączy się potem z tzw. Drogą Albrechta. Być może ta trasa jest ciekawsza.
Wyjątkowo nieprzyjazne nastawienie do turystów nie przekreśla Siennej. Latem to mała senna wioska, ale ładnie położona i jest dobrą bazą do zwiedzania licznych atrakcji w okolicy. Nie jesteśmy skazani na korzystanie z oferty głównego ośrodka. Kilkaset metrów dalej jest pensjonat z restauracją Puchaczówka, gdzie w miłej atmosferze można nieźle zjeść, napić się piwa z rzemieślniczego browaru z Czech i to do późnego wieczora. Tylko tyle, ale w porównaniu do Ośrodka Czarna Góra wypada napisać AŻ TYLE!
Relacja - dodatkowe informacje
Wiek dziecka/i
7 lat
Data pobytu
sierpień 2015
Masz już konto w serwisie? Zaloguj się.
Aby dodać komentarz nie trzeba się rejestrować, wystarczy podać nick/pseudonim i prawidłowy e-mail (pozostanie ukryty i bezpieczny). Ocena atrakcji jest możliwa tylko przy dodawaniu relacji.