Skomentuj relację
Ocena atrakcji
6.0
Na początek radzę uważać na parkingi, bo różnice w opłatach bywają znaczne. Najlepszy i najuczciwszy jaki wypatrzyliśmy to jadąc z Dusznik ostatni po prawej, lub pierwszy po lewej, jadąc z Radkowa.
Tylko ten jeden miał wyraźnie podaną i widoczną cenę 20 zł za dzień. Inne nie chwalą się opłatami i nic w tym dziwnego skoro tuż obok na parkingu z rampą zdzierali 65 zł!
Początek szlaku na Szczeliniec Wielki znajduje się po kilkuset metrach drogi przez strefę gastronomiczno-pamiątkową. Na starcie przeczytamy informację, że wstęp jest płatny, ale w tym miejscu nie ma gdzie zapłacić. Nie należy się przejmować, bo opłata dotyczy części szlaku od schroniska, czyli najbardziej atrakcyjnej "trasy turystycznej" i można zapłacić później, zarówno w okienku jak i online.
Na dole na pewno nie będzie zasięgu LTE, ale wyżej już jest, choć chyba nie we wszystkich sieciach, bo słyszałem jak ludzie narzekali. Mnie się to udało bez problemów.
Początek to długie wejście po schodkach. Po raz pierwszy przyszło nam tu iść w górach gęsiego. Przyjechaliśmy przed godz. 11 i w środku tygodnia, ale niewiele to dało, turystów i tak było mnóstwo.
Po pewnym czasie szlak łączy się z innym, jest więc możliwość wyjścia z ogonka, dzieci mogą odsapnąć od nudnej wspinaczki, jest czas na spokojne zrobienie zdjęć, bo wokół mamy fajne skałki.
Po kolejnym etapie schodów idziemy w końcu po płaskim, ścieżka wiedzie m.in. przez skalne ucho igielne, aż dochodzimy do schroniska.
Schronisko wydaje się świetnym miejscem na jakaś przekąskę czy kawkę z miejscówką na tarasie z fantastycznym widokiem. Niestety, było tak oblegane, że nawet nie chciało nam się zaglądać co można w nim dostać. Lepiej napawać się krajobrazami, tym bardziej że przy budynku postawiono podwyższony taras widokowy i było na nim luźno. Turyści mogą z wielu różnych miejsc podziwiać okolicę, dlatego tłoku nie ma.
Można też zaobserwować w jaki sposób odbywa się dostawa towarów. Jako że jest to jedno z niewielu w kraju schronisk bez możliwości dojazdu, używana jest winda towarowa. My widzieliśmy jak z dołu po linie przybywał transport skrzynek z napojami.
Ogólnie przy schronisku panuje jednak pewna nerwowość, bo część ludzi ma bilety a część nie. Ci co nie mają szukają możliwości zakupu, próbują się dowiadywać jak to zrobić i tłoczą przy wejściu na trasę turystyczną. Nic nie jest wyjaśnione czy wyraźnie opisane - niestety, jasna i czytelna obsługa turystów przerasta Park Narodowy Gór Stołowych.
W końcu wyszedł ich człowiek i ogłosił co i jak. Powstały 2 kolejki, jedna po bilety, druga do wejścia na trasę turystyczną dla osób z biletami. Po otwarciu bramy o pełnej godzinie tłum się rozładował, zrobiło się spokojnie.
Przekroczenie tej bramy oznacza wejście do magicznej krainy. Miejsce przypomina trochę czeskie skalne miasta. Wokoło, pośród niskiej roślinności widzimy mniejsze i większe skały o niesamowitych kształtach i nadal rozlegle panoramy okolicy. Na jedną potężną skałę - Fotel Pradziada, można wejść po dostawionych schodkach i jest to najwyższy punkt w okolicy.
Potem zagłębiamy się w labirynty skalne, schodzimy w kaniony, przeciskamy się przez wąskie szczeliny. Skałki posiadają zadziwiające formy i swojskie nazwy, ale za nim spojrzymy na tabliczkę warto użyć wyobraźni i pobawić się w zgadywanie, niektóre nazwy nie są trudne do odkrycia. Dla mnie zdecydowany numer 1 to małpolud, przypominający trochę komiksowego Tytusa de Zoo. Patrząc no tę skałę aż trudno uwierzyć, że jedynym artystą tworzącym to dzieło było przyroda.
Fascynującym miejscem jest Piekiełko - wąwóz, do którego schodzi się po schodkach po skalnych rozpadlinach. Niestety, jedno z tych gdzie znów tworzy się kolejka i trzeba iść gęsiego. Schodzimy w dół, więc skalane bloki stają się jeszcze wyższe niż wcześniej, widać w nich też też głębokie szczeliny, przez szersze przechodzimy, przez najwęższe można co najwyżej zaglądnąć. Miejscami robi się półmrok. Trasa jest więc emocjonująca i wcale nie trudna, bo przy schodkach są poręcze i łańcuchy. Na koniec szlaku pozostają punkty widokowe na niesamowitych skalnych tarasach, nazwane Niebo. Są dwa i trzeba koniecznie wejść na oba, porobić sobie zdjęcia, bo widoki w tych miejscach są pocztówkowe.
Potem jest już droga powrotna. Trochę nam się dłużyła, jest dużo schodów, ale szlak prowadzi tylko w dół więc nogi same idą. Na początku tego odcinka mamy jeszcze potężne bloki skalne, następnie głównie las i znane nam już schody, którymi wchodziliśmy. Trasę kończymy bowiem dokładnie tym samym miejscu, w którym ją rozpoczęliśmy, ale już bez żadnego tłoku.
Wycieczka zajęła nam ponad 3 godziny. Tyle mnie więcej potrzeba na spokojne oglądniecie tego fantastycznego miejsca z przedszkolakiem.
Idąc z dziećmi pamiętajmy, że zwiedzanie Szczelińca Wielkiego jest jednokierunkowe, a po opuszczeniu schroniska nie można już do niego zawrócić. Trzeba więc załatwić wszystkie sprawy, zwłaszcza z najmłodszymi przed wejściem na trasę turystyczną.
Tylko ten jeden miał wyraźnie podaną i widoczną cenę 20 zł za dzień. Inne nie chwalą się opłatami i nic w tym dziwnego skoro tuż obok na parkingu z rampą zdzierali 65 zł!
Początek szlaku na Szczeliniec Wielki znajduje się po kilkuset metrach drogi przez strefę gastronomiczno-pamiątkową. Na starcie przeczytamy informację, że wstęp jest płatny, ale w tym miejscu nie ma gdzie zapłacić. Nie należy się przejmować, bo opłata dotyczy części szlaku od schroniska, czyli najbardziej atrakcyjnej "trasy turystycznej" i można zapłacić później, zarówno w okienku jak i online.
Na dole na pewno nie będzie zasięgu LTE, ale wyżej już jest, choć chyba nie we wszystkich sieciach, bo słyszałem jak ludzie narzekali. Mnie się to udało bez problemów.
Początek to długie wejście po schodkach. Po raz pierwszy przyszło nam tu iść w górach gęsiego. Przyjechaliśmy przed godz. 11 i w środku tygodnia, ale niewiele to dało, turystów i tak było mnóstwo.
Po pewnym czasie szlak łączy się z innym, jest więc możliwość wyjścia z ogonka, dzieci mogą odsapnąć od nudnej wspinaczki, jest czas na spokojne zrobienie zdjęć, bo wokół mamy fajne skałki.
Po kolejnym etapie schodów idziemy w końcu po płaskim, ścieżka wiedzie m.in. przez skalne ucho igielne, aż dochodzimy do schroniska.
Schronisko wydaje się świetnym miejscem na jakaś przekąskę czy kawkę z miejscówką na tarasie z fantastycznym widokiem. Niestety, było tak oblegane, że nawet nie chciało nam się zaglądać co można w nim dostać. Lepiej napawać się krajobrazami, tym bardziej że przy budynku postawiono podwyższony taras widokowy i było na nim luźno. Turyści mogą z wielu różnych miejsc podziwiać okolicę, dlatego tłoku nie ma.
Można też zaobserwować w jaki sposób odbywa się dostawa towarów. Jako że jest to jedno z niewielu w kraju schronisk bez możliwości dojazdu, używana jest winda towarowa. My widzieliśmy jak z dołu po linie przybywał transport skrzynek z napojami.
Ogólnie przy schronisku panuje jednak pewna nerwowość, bo część ludzi ma bilety a część nie. Ci co nie mają szukają możliwości zakupu, próbują się dowiadywać jak to zrobić i tłoczą przy wejściu na trasę turystyczną. Nic nie jest wyjaśnione czy wyraźnie opisane - niestety, jasna i czytelna obsługa turystów przerasta Park Narodowy Gór Stołowych.
W końcu wyszedł ich człowiek i ogłosił co i jak. Powstały 2 kolejki, jedna po bilety, druga do wejścia na trasę turystyczną dla osób z biletami. Po otwarciu bramy o pełnej godzinie tłum się rozładował, zrobiło się spokojnie.
Przekroczenie tej bramy oznacza wejście do magicznej krainy. Miejsce przypomina trochę czeskie skalne miasta. Wokoło, pośród niskiej roślinności widzimy mniejsze i większe skały o niesamowitych kształtach i nadal rozlegle panoramy okolicy. Na jedną potężną skałę - Fotel Pradziada, można wejść po dostawionych schodkach i jest to najwyższy punkt w okolicy.
Potem zagłębiamy się w labirynty skalne, schodzimy w kaniony, przeciskamy się przez wąskie szczeliny. Skałki posiadają zadziwiające formy i swojskie nazwy, ale za nim spojrzymy na tabliczkę warto użyć wyobraźni i pobawić się w zgadywanie, niektóre nazwy nie są trudne do odkrycia. Dla mnie zdecydowany numer 1 to małpolud, przypominający trochę komiksowego Tytusa de Zoo. Patrząc no tę skałę aż trudno uwierzyć, że jedynym artystą tworzącym to dzieło było przyroda.
Fascynującym miejscem jest Piekiełko - wąwóz, do którego schodzi się po schodkach po skalnych rozpadlinach. Niestety, jedno z tych gdzie znów tworzy się kolejka i trzeba iść gęsiego. Schodzimy w dół, więc skalane bloki stają się jeszcze wyższe niż wcześniej, widać w nich też też głębokie szczeliny, przez szersze przechodzimy, przez najwęższe można co najwyżej zaglądnąć. Miejscami robi się półmrok. Trasa jest więc emocjonująca i wcale nie trudna, bo przy schodkach są poręcze i łańcuchy. Na koniec szlaku pozostają punkty widokowe na niesamowitych skalnych tarasach, nazwane Niebo. Są dwa i trzeba koniecznie wejść na oba, porobić sobie zdjęcia, bo widoki w tych miejscach są pocztówkowe.
Potem jest już droga powrotna. Trochę nam się dłużyła, jest dużo schodów, ale szlak prowadzi tylko w dół więc nogi same idą. Na początku tego odcinka mamy jeszcze potężne bloki skalne, następnie głównie las i znane nam już schody, którymi wchodziliśmy. Trasę kończymy bowiem dokładnie tym samym miejscu, w którym ją rozpoczęliśmy, ale już bez żadnego tłoku.
Wycieczka zajęła nam ponad 3 godziny. Tyle mnie więcej potrzeba na spokojne oglądniecie tego fantastycznego miejsca z przedszkolakiem.
Idąc z dziećmi pamiętajmy, że zwiedzanie Szczelińca Wielkiego jest jednokierunkowe, a po opuszczeniu schroniska nie można już do niego zawrócić. Trzeba więc załatwić wszystkie sprawy, zwłaszcza z najmłodszymi przed wejściem na trasę turystyczną.
Relacja - dodatkowe informacje
Wiek dziecka/i
6 i 14 lat
Data pobytu
sierpień 2022
Masz już konto w serwisie? Zaloguj się.
Aby dodać komentarz nie trzeba się rejestrować, wystarczy podać nick/pseudonim i prawidłowy e-mail (pozostanie ukryty i bezpieczny). Ocena atrakcji jest możliwa tylko przy dodawaniu relacji.